90 91
scu. Gdy dotarła do celu, na przystanku czekał już na nią Piotrek. Przywitali
się radośnie i ruszyli w stronę domu. Oczywiście, już idąc, opowiadali sobie
nawzajem, co się u nich wydarzyło. Klaudia opowiedziała Piotrowi historię
pani Bożenki i jej syna. I tak rozmawiając, dotarli do domu Piotra. Tam cze-
kali już na nich jego rodzice z ciepłą herbatą i świeżo upieczonym ciastem.
W czasie wspólnej rozmowy przy herbacie, okazało się, że tata Piotra będzie
potrzebował kogoś do pomocy w rmie:
– Muszę kochani mieć kogoś do pomocy, bo rma już powoli prawie go-
towa, ale wyraźnie widać, że sam jej nie ogarnę. Potrzebuję wspólnika, bez
dwóch zdań. Tylko na razie nie mam na niego pomysłu i nie będzie to chyba
takie łatwe.
– Ależ skąd! – krzyknęła uradowana Klaudia – Ja znam , ja znam. Może
się dogadacie.
– To znaczy? – zapytał zaciekawiony tata Piotrka.
– Ja zaraz panu wszystko wyjaśnię. – i opowiedziała już kolejny raz, całą
historię pani Bożenki, jej niemiłej przygody w kuchni i syna wracającego do
Polski.
– To wszystko sprawiło, że chce wrócić z zagranicy, tutaj do nas, do Pola-
nowa na stałe i szuka pracy. Może wszedłby z panem w interes, ale najlepiej
to jakbyście zadzwonili do siebie albo spotkali się i porozmawiali. Jeśli da mi
pan swój numer telefonu, to przekażę go i może coś z tego wyjdzie, bo mama
wrażenie, że to nie przypadek, iż wszystko tak się ułożyło. A w myślach wy-
obraziła sobie swój ostatni wpis w pamiętniku.
– Syn pani Bożenki naprawdę jest fajnym gościem. Widzę, że przyjazd do
Piotrka okazał się super wyjazdem. Nie dosyć, że spotkałam się z Piotrkiem,
fajnie się tu bawię, to jeszcze może uda się znaleźć pracę dla syna pani Bo-
żenki, a może pan w końcu znajdzie wspólnika i podejmiecie próbę wspól-
nego biznesu.
– Dziecko, skąd ty się wzięłaś w naszej rodzinie? – odezwała się, milcząca
od dłuższego czasu mama Piotrka – Najpierw odnalazłaś Piotrusia, potem
przywlekłaś tego uparciucha jakimś cudem do domu, a teraz ten pomysł. –
podeszła do Klaudii i uściskała ją mocno, mówiąc – Z nieba nam spadłaś,
kochanie.
– No to cóż? – przerwał te czułości Piotr. – Kończymy rozmowę z rodzi-
cami i idziemy do parku na spacer.
– No dobrze, nie zatrzymujemy was. – powiedział tata, podając jej swoją
świeżo wydrukowaną wizytówkę.
Młodzi ubrali się i wyszli z domu.
– Co porabiasz? – dopytywał przyjaciel – Jak tam Floyd? Urósł? Dalej tak
broi? No opowiadaj, opowiadaj.
– No, u mnie dobrze. – odpowiedziała – Floyd rośnie, lubi się bawić, cho-
dzimy Stwierdzam, że to jest bardzo fajne. A to pomagałam pani Bożence,
ostatnio też dziadkom. Malowaliśmy wspólnie wczoraj altanę, no i tak jakoś
czas leci. A u ciebie?
– U mnie nuda. Siedzę w domu. Czasem wyjdę z kolegami pograć w piłkę.
– mówił Piotr – O, z rodzicami w weekendy jeżdżę nad jezioro, tu niedaleko
mamy takie fajne. To też jakoś mi leci czas, choć trochę nuda. A do tego już
pomału zbliża się przygotowanie do szkoły, zakupy i takie tam.
– Nawet mi nie mów. – stwierdziła Klaudia. Potem poszli sobie obejść
całą okolicę i wrócili w sam raz na obiad. Następnie w pokoju Piotrka zajęli
się grami planszowymi.
Po podwieczorku Klaudia powiedziała do Piotra:
– Odprowadzisz mnie na autobus?
– Jasne, a musisz koniecznie już jechać? – zapytał.
– Niestety, potem mam za późno autobus, mama mi nie pozwoliła wracać
tak późno, a jeszcze psa trzeba wyprowadzić. – stwierdziła – Niestety, ale
pies, to nie tyko przyjemności. Zaraz z autobusu, jak dojadę, to polecę do
pani Bożenki i przekażę wiadomość od twojego taty. Dam też wizytówkę,
żeby syn pani Bożenki skontaktował się z nim. Ale to pewnie dopiero za
tydzień lub dwa, bo tyle potrzebują na zamknięcie swoich spraw za granicą.
No dobra, chodź, idziemy w stronę dworca, bo się spóźnię.
Piotrek odprowadził Klaudię na autobus i wesoło pomachał jej gdy od-
jeżdżała. Klaudia jechała autobusem i była bardzo zadowolona ze spotkania
z Piotrkiem, ale również z powodu tego, że pojawiła się szansa na załatwienie
pracy dla syna pani Bożenki. Podróż minęła jej bardzo szybko. Po drodze
podziwiała przydrożne straganiki z czereśniami i grzybami. Po przyjeździe
do Polanowa, w podskokach, uśmiechając się do siebie pod nosem, udała się
prosto do pani Bożenki. W myślach powtarzała sobie: Żebym tylko pamięta-
ła, że muszę zapytać, jak ten syn ma na imię, bo cały czas mówimy o nim bez-
osobowo. Gdy zapukała do drzwi, otworzył jej syn pani Bożenki ze słowami:
– Dzień dobry drogie dziecko, przyszłaś odwiedzić moją mamę?
– Tak, tak. Przyszłam do pana mamy, ale i dla pana mam wiadomość. –
odpowiedziała.
– No wejdź, wejdź. – dodał, otwierając szerzej drzwi.
Pani Bożenka, gdy tylko zobaczyła Klaudię, bardzo się ucieszyła i dodała:
– Niedawno cię widziałam, a już tak się stęskniłam.
– Nie chciałam przeszkadzać. – powiedziała lekko speszona Klaudia – Ma
teraz pani przy sobie rodzinę, ale przyszłam z wiadomością dla pani syna.